sobota, 2 maja 2015

Z mamą w jednej szkole

Wiele razy w swoim życiu słyszałam, że dzieci nauczycieli mają prościej, że mam mamę nauczycielkę a to dużo ułatwia. Kiedy byłam młoda, chciałam z tym walczyć. Dzisiaj wiem, że słowa ranią, a my nie mamy na to wpływu. 
Miałam to szczęście albo pecha, że mieszkałam blisko osiedlowego gimnazjum. Gimnazjum, w którym uczyła moja mama. Są rodzice, którzy będą wozić dzieci na drugi koniec miasta do lepszej szkoły. Moi do takich nie należeli. Uważali, że lepiej dać mi się wyspać dłużej rano i zaoszczędzić wszystkim kłopotów związanych z dojazdami. Twierdzili, że gimnazjum blisko domu jest również dobre i że bez problemu będę po nim mogła iść do wymarzonego liceum w innym mieście. I mieli rację. Zaoszczędzili mi tego porannego wstawania, ale żeby nie było tak fajnie to w zamian dostałam chodzenie do tej samej szkoły w której mama uczy.
Trochę już się zestarzałam i patrzę na to zupełnie inaczej. Mimo tego chcę dzisiaj poruszyć ten temat bo mam nauczycielek jest dużo. Dużo też dzieci, które spotykają się z taką sytuacją, jak ja.
Można powiedzieć, że miałam trochę szczęścia, bo mama uczyła mnie tylko 2 lata. Nie wiem, jak wyglądają dzisiaj przepisy prawne i czy takie sytuacja są możliwe. Pewnie są, bo przecież jak prawo miałoby to uregulować? Czego chcielibyśmy? Zapisu w ustawie w stylu: uczenie swojego członka rodziny jest zabronione? Trochę bez sensu.
Chciałabym mamom nauczycielką, które znalazły się w takiej sytuacji udzielić wskazówek i podpowiedzieć co powinny robić. Chciałabym też dzieciom tych mam powiedzieć, jak sobie z tym radzić. I tak się zastanawiam, od czego zacząć? I czy w ogóle da się ten problem rozwiązać?
Drogie mamy, zróbcie wszystko by uniknąć tej sytuacji. Starajcie się szukać innych rozwiązań, próbujcie tak zamienić godziny, by nie uczyć własnego dziecka. Sam fakt, że chodzicie do jednej szkoły jest już wystarczająco trudny. Wiem, powiecie, że nie zawsze tak się da. I macie w 100% rację. I co wtedy? Możecie oddzielić życie zawodowe od pracy i wymagać od własnego dziecka, jak od każdego innego. Możecie nie mówić co będzie na sprawdzianie, nie pomagać w zadaniu domowym i pytać na lekcji jak każde inne dziecko. Tak byłoby najprościej, ale to i tak nic nie da. Dzieci mają to do siebie, że i tak będą mówić, że faworyzujecie swoje dziecko. Możecie też zupełnie odwrotnie jasno i wyraźnie na każdym kroku podkreślać, że to Wasze dziecko, ale to chyba jeszcze gorsze.
Zastanawiam się, czy jest z tej sytuacji jakieś wyjście? Czy ja i moja mama coś przeoczyłyśmy i coś zrobiłyśmy źle czy po prostu tak już musi być, że to zawsze będzie pewnego rodzaju problem i dyskomfort? A Wy jak myślicie? Spotkaliście się z taką sytuacją w swoim życiu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz